
Jadwiga i Maurycy kupili nowy samochód. Kolejność aktualnych właścicieli gustownego autka podana została nieprzypadkowo, bowiem w tej rodzinie to kobieta była etatowym kierowcą, a mężczyzna tylko pilotem. Jadwiga dość późno uzyskała uprawnienia, ale kiedy wreszcie mogła samodzielnie poprowadzić swój pierwszy dwuślad, wpadła bez reszty.
W niewielkim i delikatnym ciele obudziła się motoryzacyjna bestia. Maurycy, choć zazdrościł żonie tych możliwości, bo z racji kłopotów ze wzrokiem został jakiś czas temu wykluczony z tego zacnego grona, szybko przyzwyczaił się do nowej roli. Oswoił ją i zaakceptował.
Pierwszym samochodem Jadwigi był mały miejski model, palący tyle co zapalniczka i zajmujący na parkingu powierzchnię dwóch płyt chodnikowych. No może dwóch i pół. Niewiasta miała w nim przyswajać nowe zachowania na drodze i oswajać się z kierownicą. Poza tym – jak mawiał Maurycy – chodziło o coś małego i niedrogiego na początek, żeby w razie wypadku (tfu, tfu...) mniej było żal wgniecenia w aucie niż w Jadwidze.
Minął rok. Mateusz Niepsuj z czystym sumieniem mógł powiedzieć, że eksperyment powiódł się w 100%, a Jadwiga wyrosła na świadomą słów i czynów użytkowniczkę dróg i miejsc parkingowych. Wtedy też pojawił się pomysł zmiany auta na coś większego i mocniejszego. Decyzję przyspieszyła pierwsza awaria autka. Niby nic nadzwyczajnego, detal, drobiażdżek gumowy, ale na tyle ważny, że żwawy do tej pory samochodzik stanął i nie chciał ruszyć ani do przodu ani w tył. Mało tego, nie chciał nikogo wpuścić do swego tapicerowanego wnętrza. Na nic zdały się prośby i groźby dwójki właścicieli. Zawziął się i koniec. Wtedy właśnie zapadła decyzja dotycząca wymiany pojazdu na lepszy model. Wymiana Jadwigi nie wchodziła w grę.
Maurycy swojego faworyta miał od dawna. Teraz musiał przekonać do niego Jadwigę. Początkowo wydawało mu się, że przedsięwzięcie będzie trudne do zrealizowania, bowiem komukolwiek przedstawiał swój typ, spotykał się z kwaśnym uśmiechem i stwierdzeniem, może za każdym razem jnieco innym, ale w wolnym tłumaczeniu znaczącym po prostu - „naprawdę”? Okazało się jednak, że nie były potrzebne ani jakieś nadzwyczajne formy nacisku, ani działania podprogowe. Jadwiga zakochała się w aucie podobnie jak Maurycy. Bo model był tak nietuzinkowy, o urodzie tak nienachalnej, że nie można się nim było nie zachwycić. Niepsujów zauroczył na amen.
Wreszcie nadszedł dzień wyprawy do autokomisu, gdzie wymarzony przez małżeństwo pojazd stał z zatkniętą za wycieraczką kartką „ZAREZERWOWANY” (oczywiście telefonicznie przez Maurycego). Cena wykraczała nieco poza ich możliwości finansowe, konkretnie o całe pięć tysięcy, ale para liczyła na dobry humor sprzedającego, zdolności negocjacyjne Maurycego, urok osobisty Jadwigi i urodę ich córki Gabrysi, która wybrała się z nimi w roli drugiego kierowcy (gdyby doszło do zakupu i samochód jakoś trzeba było doprowadzić do domu). Wszyscy byli lekko poddenerwowani, ale najbardziej chyba Gustaff.
– Daleko jeszcze? - spytał zaraz po wyruszeniu w drogę.
– Dopiero wyjechaliśmy spod bloku! Jeszcze jakaś godzinka! - Maurycy spojrzał z dezaprobatą na lisa.
– I co się tak wkurzasz? Co się? No co? - Gustaff popatrzył na migający za szybą krajobraz – Można uchylić?
– Przecież pada! - mężczyzna popukał się palcem wskazującym w czoło.
– Czyli, że nie... - lis wcisnął się w fotel, założył łapy na piersi i zrobił mocno skwaszoną minę.
„Daleko jeszcze?” padło podczas podróży chyba z tuzin razy. Kiedy miało paść po raz trzynasty, a Gustaff z Maurycym planowali przejście z etapu jadowitej wymiany zdań do rękoczynów, Jadwiga zaśmiała się, klasnęła w dłonie i krzyknęła:
– To tutaj chłopaki!
Lis i człowiek, trzymający się już za poły ubrań, spojrzeli we wskazanym kierunku. Wielka tablica z napisem „AUTOKOMIS” nie pozostawiała żadnych wątpliwości – nareszcie dotarli na miejsce! Kłótnia ucichła równie szybko jak się pojawiła. Lis przywarł nosem do szyby i patrzył na rząd aut ustawionych pod dachem długiej wiaty,
– Jest! Jest! - krzyknął pokazując palcem samochód w kolorze vanilia shake.
– Jaki piękny! - wzrok Jadwigi i Maurycego z radosnego wyostrzenia przeszedł w stan rozmytego rozmarzenia, żeby nie powiedzieć rozmaślenia. Że użyję kulinarnego porównania - kiedy klarowna i ostra galaretka truskawkowa zamienia się w budyń o smaku śmietankowym.
Po zaparkowaniu członkowie wyprawy wypadli z auta na wyłożoną płytami betonowymi drogę jak worki młodych kartofli. I w tym momencie przestało padać, a zza chmur wyjrzało słońce. Stojący pod blaszanym dachem pojazd pojaśniał i rozbłysnął odbitymi od krągłości karoserii promieniam.
– Boski! - oznajmiła Jadwiga i pogłaskała maskę dłonią – Ciepły! - wzrok ponownie się jej wyostrzył. Spojrzała na Maurycego – Powiedziałeś właścicielowi żeby nie odpalał silnika przed naszym przyjazdem?
– Zapomniałem... - Maurycy cmoknął zniesmaczony swoim roztargnieniem. Położył rękę na blasze – Faktycznie ciepły! No ale przecież nie powinno się tego robić. To przecież oczywiste!
– A dzień dobry, dzień dobry! - zza samochodu dobiegł niski, lekko ochrypły głos, należący do pulchnego jegomościa, gramolącego się z rosnących wokół wiaty krzaków – Cacuszko, czyż nie! Państwo z rezerwacji?
– Z rezerwacji!
– A to proszę pozwolić, że się przedstawię! Jędrzej Jędrzej!
– Znaczy pan sam czy z kimś? - Jadwiga uścisnęła pulchną dłoń gospodarza.
– Ha, ha, ha! - zaśmiał się rubasznie mężczyzna – Sam! Zupełnie sam! Ten podwójny Jędrzej to imię i nazwisko. Świętej pamięci papa jąkał się w chwilach stresu i po narodzinach pierworodnego, znaczy mnie, nie mógł wykrztusić danych osobowych przy urzędniku. Udało się podać tylko nazwisko, niestety kilka razy. Referent nie wnikał, uznał, że to taka rodzicielska fantazja i tak już zostało. Jak więc Pani widzi, jestem tu sam! - tym razem pulchna dłoń powędrowała w kierunku Maurycego. - Jak mówiłem cacuszko! Zero wad. Żadnych usterek! Dosłownie igła! Karoseria, podwozie, jednostka napędowa, wszystko w stanie niemal fabrycznym! Tylko wsiadać i jechać! Silnik 1,6, 132 konie mechaniczne, benzyna, ABS, poduszki powietrzne, wspomaganie kierownicy, kamera cofania, centralny zamek, opony wielosezonowe i kilka innych niespodzianek, o których z przyjemnością opowiem przy herbatce i ciasteczkach! Zapraszam do biura! - wskazał niewielki blaszany budynek ustawiony na niewielkim wzniesieniu na drugim końcu placu.
– To może ja pójdę z panem, a panie przyjrzą się autu! Ostatecznie to ma być samochód dla żony!
– A to jak Pan szanowny uważa. Po oględzinach zapraszam do siebie.
Jędrzej Jędrzej ukłonił się i skierował do siedziby firmy śmiesznie przebierając krótkimi nóżkami. Za nim podążył Maurycy.
Wtedy do pracy przystąpił Gustaff. Gabrysia wypuściła go ze swojego samochodu, pogładziła po głowie i rzuciła cicho:
– Niuchaj! Niuchaj!
Zwierzakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, Wpadł pod pojazd, potem do wnętrza i rozpoczął obwąchiwanie, pukanie, nasłuchiwanie, wciskanie, klepanie i sprawdzanie tego co na wierzchu i tego czego człowiek standardowych rozmiarów nie zobaczy, nie opuka, nie wciśnie, nie klepnie i nie sprawdzi z racji swoich gabarytów i pewnych naturalnych ograniczeń. Nie od dziś wiadomo przecież, że lisy mają lepszy wzrok, słuch i węch, że o smaku, szczególnie wrażliwym na kuchnię orientalną, nie wspomnę Po jakichś dziesięciu minutach gotowa była lista wszelkich wad i usterek. Po kolejnych dziesięciu podobne listy kilku stojących obok maszyn. Gustaff ponownie udał się na swoje miejsce na tylnym siedzeniu samochodu Gabrysi, a Jadwiga udała się z raportem do męża. Ten siedział rozparty w wielkim zielonym fotelu i zaśmiewał się wespół z właścicielem autokomisu po opowiedzianym przed chwilą dowcipie.
– Dobrze, że Pani jest! Maurycy – tu Jędrzej Jędrzej mrugnął porozumiewawczo do aktualnie swojego najlepszego przyjaciela, z którym zdążył już zresztą przejść na „Ty” - opowiedział przed chwilą przedni żart! Dawno się tak nie uśmiałem! Proszę posłuchać! Otóż przychodzi Rusek, Polak i Niemiec do sklepu żelaznego...
– Znam! Znam! - ucięła krótko Jadwiga – Pozwoli Pan, że część rozrywkową przesuniemy na później. Teraz chciałabym porozmawiać o cenie.
– Moja oferta jest znana, ale możemy pogadać o jakimś niewielkim rabaciku! - sprzedawca uśmiechnął się, ale oczy miał lodowate niczym mrożone warzywa na patelnię
– Proponuję zejść z ceny o równe pięć tysięcy. A tutaj jest podstawa do upustu tej wysokości! - Jadwiga położyła na biurku kartkę wyrwaną z notesu, na której zapisana była lista wynalezionych prze Gustaffa felerów.
– Ależ szanowna Pani... - uśmiech zniknął z twarzy podwójnego Jędrzeja – Te usterki, o których na pewno szczerze i rzetelnie poinformowałbym przecież szanownych Państwa, nie zasługują na aż taką obniżkę! Tysiączek mniej, to góra!
– Pan powiedział, że samochód igła, że zero wad i ewentualnych napraw. Że tylko wsiadać i jechać! Czyż nie? - kobieta podeszła do fotela, na którym siedział Maurycy – pozwolisz żonie tak stać? - spojrzała na męża spod ściągniętych brwi. Ten zerwał się na równe nogi i stanął obok na baczność.
Jadwiga, nim usiadła, położyła na biurku jeszcze cztery inne kartki.
– A to co? - Spytał zmieszany właściciel.
– A to podstawa do kolejnych czterech zniżek o łącznej wartości czterech tysięcy złotych. Czyli listy zatajonych przez pana niedoróbek, niedoskonałości.... Nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa. Pomóż mi Maurycy!
– Mankamentów! - rzucił posłusznie wyciągnięty niczym struna małżonek.
– O, dziękuję... Czyli listy, jak to poetycko określił mój szanowny małżonek, mankamentów jeszcze czterech innych aut znajdujących się w Pana ofercie. Wystarczy, czy mam przedstawić kolejne „bony rabatowe”? - Jadwiga Niepsuj założyła nogę na nogę i rozpięła polarową bluzę – Bo widzi Pan, ja się w przeciwieństwie do mojego męża, przygotowałam dokładnie do dzisiejszej wizyty. A gdyby chciał Pan powiedzieć, że to nieuczciwe, że tak nie wolno czy też, że to nie przystoi niewieście, to pragnę przypomnieć, że wszystkie wystawione przez Pana samochody w opisach jakie zamieścił Pan w internecie i na tabliczkach na parkingu, nie zawierają usterek, które przed chwilą przedstawiłam. Mało tego, większość z nich zachwalana jest jako egzemplarze bezwypadkowe, nie posiadające żadnych większych defektów. Tymczasem trzy z nich, proszę mnie poprawić jeśli się mylę, – Jadwiga odrzuciła kosmyk włosów, który zsunął się po czole i opadł na powiekę – było bite. Po grubości szpachli i lakieru wnoszę, że solidnie. Dwa ma układy hamulcowe do wymiany i pęknięte bloki silnika, a jeden cieknie jak fontanna na rynku. Oczywiście na naszym rynku, bo nie wiem czy w Pana miejscowości znajduje się taka instalacja. Jest też jeden rodzynek złożony nie z dwóch nawet, ale chyba trzech różnych aut. To cud, że nasz samochodzik ma tylko zepsuty silniczek pompki spryskiwacza, przepalony przełącznik podnośnika tylnej szyby i niedziałającą kamerę cofania. – kobieta sięgnęła po ciasteczko leżące w ozdobnym blaszanym pudełku na biurku - Jeśli Pan zechce zerkniemy na resztę maszyn, a o naszych odkryciach poinformujemy ewentualnych klientów. Internet to potężna broń. - westchnęła – Ale to oczywiście będzie już gratis. A przy okazji, z przyjemnością napiję się herbaty. Zziębłam nieco. Chyba że ma pan melisę, to ja melisę poproszę. Taka jestem rozdygotana jakoś od rana.
Jędrzej chciał coś powiedzieć, zaprotestować, ale kiedy spojrzał w oczy niewieście zobaczył lód, któy zmroził go od pięt aż do zaczesanej do góry siwej grzywki. Zrozumiał, że w tej potyczce i z tym przeciwnikiem jest bez szans. „Trudno” pomyślał, „odbiję sobie na innych klientach”. Westchnął ciężko i wstawił wodę w elektrycznym czajniku. Pech chciał, że akurat miał melisę w torebkach. I to nawet całe pudełko, choć gdyby mógł podałby tej „wrednej babie” arszenik z dodatkiem cyjanku.
Po wypitej herbatce i wyjściu z biura, Jadwiga i Maurycy przez chwilę starali się być poważni, ale po kilkunastu sekundach wybuchnęli szczerym śmiechem. Postać, która mignęła w szybie budynku nie podzielała raczej tej radości. Mało tego, zgrzyt zębów Jędrzeja Jędrzeja słychać było pomimo solidnej izolacji ścian budynku.
– I co? - spytał Gustaff, kiedy Niepsujowie dotarli do samochodu Gabrysi.
– Wisimy Ci chińszczyznę! - rzucił rozpromieniony Maurycy - Chłop chyba nie spodziewał się, że trafi na większego cwaniaka od siebie! - popatrzył czule na żonę.
– To jeśli mogę prosić, niech będzie golonka słodko-kwaśna! - rozmarzył się lis – I sajgonki do tego!
Jadwiga podrzuciła kluczyki w dłoni.
– To kto ze mną jedzie?
– Ja!, Ja! - odkrzyknęli Gustaff i Maurycy!
– A co z tymi wrakami na sprzedaż? - Gabrysia wychyliła się przez okno swojego auta - Przecież ktoś się w nich zabije!
– Spokojnie, wszystko załatwione! - Jadwiga spojrzała tajemniczo na córkę. Kiedy podjechała nowym pojazdem do artystycznie kutej bramy wjazdowej do Autokomisu zatrzymała się na chwilę. Otworzyła okno i podała kilka kartek mężczyźnie stojącemu na drodze dojazdowej.
– Miłej kontroli Henryku!
– Dzięki za cynk Jadziu!
Samochód ruszył powoli. W lusterku wstecznym zamajaczył pojazd córki.
– A to kto? - spytał Maurycy.
– Były pacjent.– Tak przez przypadek?
– Przez przypadek! - Jadwiga spojrzała na męża, a potem na Gustaffa - To co, na chińszczyznę!
Komentarze
Prześlij komentarz